Po wczorajszym zwiedzaniu myśleliśmy że mała da nam pospać choć do 7:30, niestety obudziła się już po 6-tej. Zaopatrzeni na śniadanie nie musieliśmy się śpieszyć. Autobus 515 na lotnisko mamy o 11:48, klucze mamy zdać do 10:00, więc jeszcze zdążymy pójść na miasto.
Zaraz po 8:00 powoli zaczęlismy się pakować. Mała grzecznie bawiła się w malutkim pokoiku na złączonych łóżkach. Nic jej nie przeszkadzało. Takej to dobrze...
Z rana w kuchnii jeszcze nikogo nie było (poza czekającymi na check-in dwiema portugalkami), więc śniadanie można było zrobić nie przepychając się przez gości hostelu. Po zrobieniu kanapek na drogę i śniadanie do pokoju, zostało mi sporo chleba. Wychodząc owe portugalki pytały mnie gdzie kupiłem chleb, bo chcą zrobić zakupy. Ponieważ mi już był nie potrzebny, poczęstowałem miłe koleżanki tym co mi zostało (także serem i wędlinami przywiezionymi ze sobą). Były bardzo zadowolone i wdzięczne.
Po śniadaniu ruszyliśmy na miasto. Walizki zostawiliśmy na przechowanie w hostelu. Idąc główną ulicą doszliśmy do placu Stora Torget, przy którym stoi budynek ratusza (Stadshuset). Okazało się że w sobotę w tym miejscu jest targ, więc mogliśmy popatrzeć na szwedzkie wyroby, drogie jak na naszą kieszeń... Dalej idąc nad kanałem doszliśmy do młyna wodnego i niestety czas było wracać, by nie spóźnić się na autobus. W soboty odjeżdżają rzadziej.