W końcu dotarliśmy... wymęczeni ale i zadowoleni. Podróż nam się dłużyła tak naprawdę już od Dortmundu, bo były zwężenia. Antwerpia też cała rozkopana. Mieliśmy tego pecha że nasz hotel Antwerp Billard Palace znajdował się w samym centrum rozkopów. Dużo objazdów, drug jednokierunkowych, czyli duże kłopoty z zaparkowaniem auta. Błądziliśmy po uliczkach blisko 1,5h. Nawet wizyta w recepcji aby dopytać gdzie jest hotelowy parking nic nie dała. Ale nic... szybka kąpiel i na miasto.
Ponieważ to była sobota więc na ryneczku piwko się lało, ludzie ucztowali jakby to było jakieś święto. Bardzo fajny klimat, ale niestety nie będziemy mieli więcej czasu żeby poznać to miasto. Przespacerowaliśmy się tylko nad kanał, by zobaczyć zamek Het Steen. Antwerpię wybraliśmy tylko dlatego, że było blisko Brukseli i Amsterdamu, no i znaleźliśmy naprawdę tani hotel. I nawet nie przeszkadzało nam to że była wspólna łazienka. Pokój był czyściutki i to najważniejsze.
Jedyne co nas bardzo zdziwiło to to, że nie można było nic ze stołówki wynieść. Pani kelnerka która nas obsługiwała łamaną angielszczyzną powiedziała, że kierownik zabrania. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem.