Drugi dzień zaczął się obiecująco, bo nie padało... do czasu. Po bardzo dobrym śniadaniu wsiedliśmy w metro, żeby dojechać do stacji Cais do Sodre (z 1 przesiadką w Baixa).
Stąd chcieliśmy złapać zabytkowy tramwaj nr 15 jadący do Belem. Na zwiedzanie tej dzielnicy mogliśmy poświęcić całe popołudnie. Jadąc tramwajem sugerowaliśmy się napisami na przystankach. I oczywiście pierwsza zmyłka, bo wysiedliśmy na stacji Belem, a okazało się że to jakieś 400m przed centrum dzielnicy.
Ale nic, dzień jest długi więc się przespacerowaliśmy przez park. Po 15min doszliśmy do pomnika Padrao Dos Descobrimentos. Bardzo okazały. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem. Zdjęcia zresztą mówią same za siebie.
Po zrobieniu kilku fotek ruszyliśmy dalej zwiedzić Torre de Belem, oddalone o ok. 1km. Cena za wstęp całkiem znośna - 4€ za osobę. Przed kasą kolejka. W sezonie pewnie trzeba tutaj stać kilka godzin?
W planie zwiedzania mieliśmy jeszcze muzeum odkryć geograficznych - Museu da Marinha (morskich podbojów). Nie mylić z archeologicznym które jest tuż obok. Bilet wstępu nie jest drogi - 4€ za osobę. A jest co oglądać. Polecam. No i można robić zdjęcia!
Czas szybko zleciał i zrobiliśmy się głodni. Wróciliśmy do centrum. Trochę się nachodziliśmy zanim znaleźliśmy coś naprawdę w odpowiedniej cenie. Cafe Galo mieści się tuż przy stacji kolejowej Rosio. Za 2 osoby zapłaciliśmy 15€ a obiad był dwu daniowy.
Ponieważ restauracja znajdowała się koło stacji metra pojechaliśmy do hotelu zrobić sobie małą sjestę. A na miasto wróciliśmy pod wieczór. Lizbona wygląda wtedy zupełnie inaczej. Pewnie jak nie pada jest jeszcze bardziej śliczna. Ok. 18-tej jeszcze raz pojechaliśmy do Belem (a co! w końcu mamy bilety za darmo) żeby zobaczyć Torre ładnie oświetlone. Jednak chyba po sezonie oszczędzają i żadnego blasku jupiterów nie było, a szkoda...
Podsumowując nasz dwudniowy pobyt tutaj muszę stwierdzić że Lizbona bije inne dotychczas zwiedzone stolice na głowę, oczywiście oprócz Paryża!