Dziś podobno jest ostatni ładny dzień ze słońcem. Od jutra ma padać. Stąd szybka decyzja o tym że dziś jedziemy do Budvy. Na miejsce docieramy o 15.15. Droga minęła dosyć szybko. Nie ma problemu ze znalezieniem parkingu. 1h parkowania 1,20€.
Zerkam na GPS i widzę że jesteśmy ok. 350m od plaży. Więc idziemy w tym kierunku. Ponieważ jedno z nas jest już głodne, po drodze sprawdzamy ceny w restauracjach. Oczywiście są dużo wyższe niż np. w Ulcinj. Także turystów jak na lekarstwo. Najwięcej Polaków i Rosjan.
W końcu trafiamy do restauracji gdzie ceny są w miarę normalne. Ja jeszcze nie jestem głodny, więc tylko Ewa zamawia sobie risotto z owocami morza. Jak się później okazało 12€ za taką porcyjkę, gdzie trudno znaleźć te owoce to zmarnowane pieniądze. Stąd te niższe ceny. Trzeba było dać te 15€ i mieć normalną porcję. Ewa była zła, ale się nie dziwię. Mimo wszystko trochę się najadła...
Trudno... idziemy dalej w kierunku zachwalanej przez wszystkich starówki, o której tyle dobrego słyszałem i czytałem. Zdjęć zrobiłem mało, bo jak się okazało zachwyty i przyrównywanie jej do Dubrovnika to profanacja. Naprawdę nie rozumiem tych porównań. Nie tylko chodzi o wielkość, ale także o zabudowania. Przejść wszystko można spokojnie w 15min. Do tego wejście na twierdzę płatne - 1,50€/os. Wchodzimy bo przynajmniej widoki są ładne, i zdjęcia będą fajne na pamiątkę.
Jest 16.45. Decydujemy się na powrót do hotelu i wieczorną kąpiel. Po drodze na "obiad" kupuję sobie mega hamburgera za 3€.