Jak się okazuje do centrum Rzeszowa z lotniska dostać się nie jest tak łatwo. O ile do naszego lotu jest dopasowany w miarę autobus linii L (koszt 8zł), o tyle z rana to już spory problem. Ktoś z urzędu miasta powinien o tym pomyśleć.
My wzięliśmy taksówkę, bo zaczęło padać - to raz, a poza tym jechaliśmy w trójkę, więc koszt wyszedł niewiele większy.
Zakwaterowanie w hotelu Grand, praktycznie w samym centrum, obok Rzeszowskiego rynku. Wnętrze hotelu od samego początku robi wrażenie. Stylem przypomina Króla Kazimierza położonego w Kazimierzu Dolnym.
Po spotkaniu udajemy się na spacer po starówce, przede wszystkim obejrzeć kamienicę, gdzie w tym roku otwarty zostanie pierwszy na Podkarpaciu hotel 5* - hotel Bristol (dodam że jestem hotelarzem i zajmuję się PR i promocją hoteli).
Obiektywnie stwierdzam że Rzeszów mnie bardzo zaskoczył. Rynek ładnie odnowiony. Pierwsza moja myśl to to że przypomina trochę Kraków, chodzi o klimat. Akurat trafiliśmy na juwenalia, więc spory tłok i dużo studentów. Podobno Rzeszów to taki nasz Oxford (właściciel hotelu podpowiedział że na 160tyś mieszkańców jest ok. 60tyś studentów).
Do Rzeszowa latają praktycznie tylko Ryan'y, stąd zdziwiłem się że nikt z Urzędu nie zadbał aby Rzeszów na wyspach był odbierany jako destynacja City Break (to mój pierwszy pomysł na promocję hoteli).
Okazuje się że niedoceniony Rzeszów ma same plusy - dobre hotele, blisko granicy, kasyno (na Ukrainie nie ma oficjalnego hazardu) i ładne lotnisko. No i jeszcze jedno mi się nasuwa spostrzeżenie - kebab na kebabie. Czyżby tyle turków tu mieszkało?