Pogoda słaba, ale przynajmniej miałem szczęście w pociągu. Zaoszczędziłem 35 NOK (ok. 20 PLN). Po tym jak wsiedliśmy do pociągu (jedzie do Moss 7 min) usiadłem sobie w przedziale, zdjąłem mokrą kurtkę i czekam aż podejdzie konduktor. Do pociągu wsiadało tyle osób, że chyba mnie nie zapamiętał. Przeszedł koło mnie i podszedł do dziewczyn 2 rzędy przede mną. Później jeszcze wracał... ale pomyślałem skoro mogę zaoszczędzić te dwie dyszki, to się nie odzywam.
Na stacji wyciągnąłem aparat, licząc na to że kilka zdjęć uda mi się zrobić. Miasto jest dosyć spore, włączając to wyspę tuż za kanałem. Tam właśnie skierowałem swoje pierwsze kroki. Kilka zdjęć z obu stron, i idę dalej w kierunku portu jachtowego. Jak doszedłem do sklepu Kiwi przy Sjøgata, przestało padać. Hmm... szybko lecę już mokry do centrum. Przemierzając Rathausgata przeszedłem obok ratusza, nic ciekawego, dalej był park i kościół Moss kirke. Pustki. Nikogo na ulicy. Tylko 1 turysta amator deszczu z Polski...
Idąc dalej w kierunku Møllebyen, znowu się rozpadało. A ponieważ już i tak byłem przemoczony, szybkim krokiem udałem się z powrotem na stację kolejową. Szkoda że nie udało mi się zobaczyć więcej. Ale pewnie będzie jeszcze okazja, bo do Rygge co i rusz są tanie bilety lotnicze...