TEMPERATURA: 8°C
POGODA: pochmurno
O 9:55 dojechałem do miasta. Samo ścisłe centrum Bergen jest małe i spokojnie spacerem można je przejść w godzinę. Lekko popadało ale zaraz chmury się rozeszły. Bergen to właśnie takie miasto, w którym większość czasu pada. Podobno 250 dni w roku.
Z autobusu wysiadłem na ostatnim przystanku Festplassen (tuż koło jeziorka), skąd tylko jedna ulica dzieliła mnie od deptaku Torgallmenningen, gdzie mieszkańcy spędzają wolny czas.
Ponieważ z Katriną z recepcji hostelu YMCA umówiłem się 13:00, miałem blisko trzy godziny aby obejść Bryggen (czyli drewniane nabrzeże portowe wpisane na listę UNESCO), Bergenhus (teren dawnej twierdzy) oraz wejść na górę Floyen.
Pierwsze swoje kroki skierowałem do informacji turystycznej, która mieści się na piętrze targu rybnego (Fisketorget). Zaopatrzony w mapki przespacerowałem się na drugą stronę kanału, by pozaglądać w opustoszałe zakątki Bryggen. To teren dawnych gildi kupieckich. Domki faktycznie krzywe, uginające się pod ciężarem belek, ale mimo to stoją tak tutaj już kilkaset lat.
Kawałek dalej jest Bergenhus, czyli miejska twierdza. Miałem w planie wejść do sali Hakona, ale niestety była zamknięta. Czas wdrapać się na Floyen. Przeszedłem więc koło dolnej stacji kolejki, wspinając się wyżej i coraz wyżej krętymi schodami (robiąc przystanki na klikanie zdjęć), a jak się schody skończyły to udeptaną leśną ścieżką. Wg mapy Google przeszedłem 3,5km a zajęło mi to 1h 15min.
Widok z góry robi wrażenie. Piękna panorama miasta oraz okolicznych fiordów. Na szczycie było sporo turystów, jednak większość tak jak ja dostała się na górę pieszo. Zaskakujące jest to że w lutym w Norwegii jest tak zielono, a dziś nawet jest cieplej niż w Madrycie!
Po zejściu do miasta odebrałem kartę do pokoju w hostelu i zrobiłem sobie 2h przerwę na odpoczynek i obiad, który zabrałem ze sobą z Polski. To co miałem w planie zobaczyć zobaczyłem, a to co uda mi się zobaczyć po południu będzie bonusem.
Po wyjściu na miasto rozpadało się. Ale w końcu to Bergen - najbardziej deszczowe miasto kraju. Widać po mieszkańcach że deszcz nie robi na nich wrażenia. Przeszedłem się handlową ulicą Marken, na chwilkę wszedłem na dworzec kolejowy (żeby przeschnąć), wdrapałem się na szczyt przy którym stoi kościół Johanneskirke i rundkę po mieście skończyłem przy Bryggen. Po blisko 18h na nogach padam ze zmęczenia.