TEMPERATURA: 14°C
POGODA: pochmurno
Po dojechaniu do centrum auto zostawiłem na darmowym parkingu przy supermarkecie Morrison. Tuż obok był jedyny na terenie Gibraltaru McDonald's, więc wstąpiłem tam na śniadanie - tost z kawą za 1.90£.
Spacer do głównego skweru miasta zajął mi niecałe 10min (ok. 700m). Jak fajnie że znowu tutaj jestem. Szkoda że pogoda jest fatalna. Widać to po zdjęciach. Przespacerowałem się w jedną i drugą stronę. Na ulicach jeszcze pusto.
Nic. Idę na szczyt. Najpierw stromymi schodami do zamku (bilet w kasie za 0.50£). Po drodze spotkałem starsze małżeństwo z Southampton. Fajnie sobie pogadaliśmy. Okazało się że też pracowali przez 20 lat w mojej branży - czyli hotelarstwie.
Na szczycie dopadły nas Magoty. Wszędzie są znaki żeby je nie dokarmiać, a mimo to kierowcy objazdowych busów to robią. Jedna z małp się na mnie rzuciła i ugryzła. Zęby jeszcze kilka dni miałem odbite...
W dół poszedłem na skróty, po murach obronnych. Wyszedłem na wprost ogrodu botanicznego. Tu zrobiłem sobie przerwę na drugie śniadanie. Tuż za ogrodem wchodzi się z powrotem na teren centrum. Pogoda nieznacznie się poprawiła. I od razu na deptaku pojawili się turyści.
Po 15-tej byłem już w aucie. Jadę zmęczony do hotelu do Fuengiroli. Po drodze obiad w Cala de Mijas.