TEMPERATURA: 19°C
POGODA: świeci słońce
Rano po śniadaniu znowu poleniuchowaliśmy przy hotelowym basenie. Na zwiedzanie starego miasta, w głównej mierze suków wybraliśmy się po 12:30. Piechotą do bramy Bab Doukkala doszliśmy w 40min. Stąd trafiliśmy do innego świata. Przyznam że trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Brud jak wszędzie, ale stragany to jedna wielka prowizorka.
Pełno tu turystów i myślałem że Marokańczycy jakoś to ogarną żeby przyciągnąć nas - obcych do kupowania ich wyrobów. Nic bardziej mylnego. Do tego brak oznaczeń ulic, tylko główne skrzyżowania. Na szczęście miałem Maps.me i poruszaliśmy się bez kłopotów, ale nie raz podchodził ktoś do nas twierdząc że idziemy w złą stronę.
Poprzez kręte uliczki i zakamarki dotarliśmy wg mnie do jednej z największych atrakcji miasta - Medersa Ben Youssef. Przepiękny budynek schowany na tyłach meczetu. Wstęp tani - 20 MAD / osoba, warto bo takiego klimatu jakie stwarza to miejsce brakowało mi na sukach. Nam nieśpieszne obejście zajęło blisko godzinę.
Trochę zniesmaczeni wracamy główną ulicą na plac Jemaa el Fna. Tu idziemy na obiad znowu do tej samej knajpki co wczoraj, rachunek podobnej wartości. Po obiedzie wchodzimy do tej samej kawiarni co wczoraj, by posiedzieć przy zachodzącym słońcu na tarasie i popatrzeć na zbierający się tłum.
Po 19-tej zbieramy się z powrotem do hotelu. Tym razem okrężną drogą przez tereny zielone - Avenue Prince Moulay Rachid i dalej Avenue Mohammed VI. Po przebraniu się (wieczory były chłodne) idziemy na kolację do dzielnicy Gueliz. Tam znalazłem w przewodniku polecaną restaurację Central Food. Super jedzenie - trochę droższe niż na Jemaa, ale za to z klasą. Za nas dwoje płacę tylko 120 MAD, czyli ok. 50 PLN. Spać idziemy szybko bo jutro jedziemy w góry.