Po 9 godzinach jady w końcu dojechaliśmy. Gdyby nie korki przed Gnieznem i Wrześnią było by godzinę szybciej. Jeżdżenie po Polsce w dalszym ciągu to masakra. Dlatego wolę latać. Nie mniej jednak wszyscy wrócili zadowoleni, choć Eli mocno znużona jazdą, do której nie jest przyzwyczajona. Też woli latać. Mam nadzieję iż złapała bakcyla do narciarstwa i będzie chciała jeździć z nami co rok w góry... na których ja się wychowałem. Tym samym kończę rok wojaży... nowy rok rozpoczynamy za 2 tygodnie wyjazdem do Izraela.