TEMPERATURA: 17°C
POGODA: świeci słońce
Do Werony dojechałem po 19-tej, jak już było ciemno. Przed dworcem jest duży plac z przystankami, skąd ruszają autobusy w różne części miasta. Zazwyczaj na kwaterę idę piechotą, ale w Weronie najtańsze noclegi są oddalone od centrum o 3-4km. Do tego check-in był tylko do 21, więc wolałem nie ryzykować że pocałuję klamkę.
Jak się później okazało, nie potrzebnie się martwiłem, ponieważ wynajęte lokum, to było mieszkanie w bloku przerobione na gościniec, właścicieli tam nie było, tylko kontakt telefoniczny, podali mi kod do domofonu i wskazali który pokój jest mój. W nocy było dosyć chłodno, włoskie mieszkania rzadko mają ogrzewania.
Z rana musiałem sobie sam zorganizować śniadanie, bo w hostelach są dostępne tylko suchary z dżemem i kawa. Tak cały dzień nie pociągnę. W drodze do centrum (obiekt oddalony było o 2km od murów miejskich) odwiedziłem supermarket, który czynny było dopiero od 9. Małe zakupy i śniadanie konsumowałem na ławce w parku na słońcu.
W Weronie byłem już 2x, więc tym razem zaplanowałem sobie trasę po wzgórzach za rzeką i dodatkowo wejście pod Santuario della Madonna di Lourdes. Zrobiłem tak dobre 7km. Przed 13 wszedłem do knajpki na Lasagne, i trzeba było się zbierać na dworzec kolejowy. Tańszym sposobem dostania się na lotnisko w Weronie jest podjechać 1 przystanek do Dossabuono, i stąd przejść 2km na lotnisko, niż jechać autobusem lotniskowym bezpośrednio.