TEMPERATURA: 28°C
POGODA: pochmurno
Pierwszy dzień po długiej podróży przeznaczyliśmy na regenerację. Jesteśmy w sieciówce Riu, która w tej dzielnicy ma kilka hoteli, można korzystać z infrastruktury jeszcze jednego hotelu przy plaży (na plażę są darmowe autobusy co 30min).
Wstaliśmy o 8 czasu miejscowego, czyli u nas 14. Wysypaliśmy się. Po śniadaniu przeszliśmy się z hotelu do pobliskiego sklepu Oxxo (taka nasza Żabka) żeby kupić miejscową kartę z Internetem. Za 1GB plus nielimitowane połączenia zapłaciłem 200 MXN. Do tego kupiliśmy przejściówkę do ładowania, bo tu nie mają w gniazdkach kilku wejść tylko takie jak w USA. Koszt $10. I relaks nad basenem, granie w siatkę wodną, pływanie plus animacje.
Jedzenie jest bardzo smaczne, dużo owoców morza i typowych dla Meksyku potraw. Nie są ostre, ale głównie klientela hotelu z USA, Kanady i Francji. Oprócz nas spotkaliśmy 2 rodziny z Polski, które są z biura podróży.
Przez cały dzień było słońce, ale chowało się co jakiś czas za chmurami, w słońcu było przyjemnie, ale jak tylko zniknęło, od razu czuć było chłód.
Po obiedzie pojechaliśmy autobusem na plażę na rekonesans i żeby wymienić kasę. Plażą przedreptaliśmy do centrum, pozaglądaliśmy na stragany, wymieniliśmy trochę grosza, kurs wymiany za Euro nieco lepszy niż na lotnisku, ale i tak sporo niższy niż oficjalny 18.56 MXN a 18.00 MXN w kantorze (duże napisy CAMBIO - wymiana).
Po powrocie po zmroku kolacja w hotelowej restauracji ala carte Mexicana (słabo ta restauracja wypada w porównaniu np. z naszym gdyńskim Pueblo - tylko zupa fasolowa była ok) i drinki. Mimo iż noc przespaliśmy spokojnie to i tak odpadliśmy o 21. Zmiana czasu dała o sobie znać.