TEMPERATURA: 25°C
POGODA: świeci słońce
Dziś moje urodziny. Kolejne obchodzone nie w Polsce (ostatnie dwa lata po pandemii na Kanarach). Nie piszę które, bo dla mnie to tylko cyfry bez znaczenia. Wyglądam na dwadzieścia kilka, tak się czuję i tego się trzymam! Rodzice mnie zaskoczyli bo zorganizowali sobie cyferki które wylądowały na torciku i sto lat był w restauracji na śniadaniu. Obsługa też się dołączyła, dostałem nawet życzenia od kierownictwa hotelu.
Po śniadaniu ruszamy z Sousse na północ do Tunisu. W planie mamy wejście do Muzeum Bardo (info w necie było nie prawidłowe, muzeum w Ramadanie zamknięte). Straciliśmy bez sensu 30min jazdy w korkach. Ponieważ rodzice i wujkowie mieli dość chodzenia po straganach, pojechaliśmy od razu do miejscowości Sidi Bou Saïd, gdzie mamy wynajętą willę na 1 noc. Sama miejscowość słynie z biało niebieskich domów.
Po drodze na obwodnicy centrum widzieliśmy pierwszy wypadek, auto taxi wylądowało na boku, tak się kończy zajeżdżanie drogi. I w sumie uprzedzę, że tego dnia widzieliśmy kolejny groźny wypadek jak skuter mijał auto z prawej strony a te skręcało w prawo na parking. Chłopacy ze skutera wylecieli w powietrze i był mocny huk po zderzeniu. Tydzień spokoju i takie atrakcje na ostatni dzień :)
Na miejscu w Sidi Bou Saïd byliśmy już po 12 a z właścicielami umówiłem się na 15 na odbiór kluczy. Miasteczko jest małe. Góruje nad ładną plażą. Pospacerowaliśmy, wypiliśmy kawę i potem schodami poszliśmy w dół do mariny, posiedzieć na słońcu. Przed 15 ja poszedłem do górnego miasta, gdzie stało auto i odebrałem resztę towarzystwa z plaży. Parking płatny 2.000 TND/h. Widziałem jak kilka aut miało zablokowane koła, czyli pilnują opłat za parkowanie (jak nigdzie indziej w Tunezji).
Sama willa w której śpimy to kwintesencja tunezyjskiego dekoru, nie wiem czy zdjęcia oddadzą to co zastaliśmy w rzeczywistości. Fajnie było poczuć ten klimat, którego w hotelu nie doświadczymy. Oczywiście były małe minusy związane z czystością itp. ale warto w pamięci zostawić sobie to co pozytywne.
W Sidi Bou Saïd pierwszy raz spotkaliśmy się z tym że był problem z obiadem, wszędzie zasłaniali się Ramadanem, można było tylko zamówić coś do picia. Na szczęście jeden właściciel się zlitował i zjedliśmy wewnątrz lokalu tak by nikt nie widział.
Kolację zjedliśmy już w willi, niedaleko był duży supermarket więc nie było problemu z zaopatrzeniem i na kolację i na śniadanie.