Po 4h jazdy samochodem dotarliśmy już po zmroku do Faro. Byłem ciekaw tego miejsca, porównywanego często do Cannes. Fakt, palmy są, ale jakoś ciężko mi było odnieść wrażenie że łączy coś te 2 miasta?!
Ponieważ to był czas kolacji ruszyliśmy szukać jakiegoś miejsca gdzie można zjeść coś za rozsądną cenę. Większość lokali była pozamykana. Już myśleliśmy że do Gibraltaru będziemy jechać na głodniaka. Ale w końcu trafiliśmy w bocznej uliczce do fajnej restauracji - Mesa 20. I znowu zmieściliśmy się w kwocie 15€.
Ja zamówiłem coś ala Lasagne, tylko że zamiast mięsa mielonego były skrawki indyka - Arroz de Pato, a moja żona zamówiła połowę miejscowej ryby - Cauala Gnelhada. Pyszne.