Żeby dostać się na lot do Wrocławia o 6:40, musiałem zebrać się w sobie i o 5:15 wyjechać z Władysławowa. Jak się okazało po przybyciu na lotnisko, lot ze względów operacyjnych (czas odpoczynku kapitana po ostatnim locie) został opóźniony o 20min, a Eurolot mimo iż o tym wiedział wcześniej nie poinformował pasażerów, za co podczas lotu kapitan Baranowski przepraszał.
Ale nic... 20min, to nie tragedia. Do Wrocławia lecieliśmy trochę już wysłużonym ATR-42 serii 500. Serwowane kanapki bardzo smaczne. Cały lot trwał tak krótko że po kawie nie zdążyłem się dobudzić, a już lądowaliśmy na skąpanym w porannym słońcu lotnisku im. Kopernika (czy owa postać historyczna była jakoś związana z Wrocławiem?).
Dziś załatwiam sprawy służbowe... jutro z rana lecę do Gdańska z krótkim międzylądowaniem w Oslo - Rygge.