TEMPERATURA: -2°C
POGODA: pada śnieg
Ach, co to był za dzień. Podróż przez mękę. Na początek problem żeby wyjechać z hotelu (remont ulicy), później korek i śnieżyca, która da nam się we znaki dopiero za chwilę...
Specjalnie wstaliśmy o 7, żeby ok. 8 wyjechać na lotnisko. Wyjechaliśmy o 8:05, a przez utrudnienia pogodowo-drogowe dojechaliśmy o 8:45, a to tylko 9km.
Ewę z małą i wózkiem odstawiłem pod terminal, a sam podjechałem na parking. Wypakowałem walizki i czekam na gościa który ma mnie podwieść... i czekam... i czekam. Okazało się że ma letnie opony i jeździ bardzo bardzo wolno.
Planowy odlot mamy o 10:10, bramki zamykają o 9:40, a do 9:20 staliśmy do zdania bagażu. I potem jeszcze długa kolejka do kontroli bezpieczeństwa, bo dziadowskie lotnisko w Krakowie ma tylko tych bramek 3. A idzie im ta kontrola... szkoda gadać.
Ewa prosiła panią z obsługi żeby nas puściła z dzieckiem poza kolejnością, jedna odmówiła, druga się zgodziła, więc do kontroli było już nie tak strasznie. Ale to nie koniec jaj i z lotniskiem i lotem... Pani z obsługi bramki twierdzi że mimo iż jesteśmy z dzieckiem do lat 2, Ryan Air nie respektuje przepisu o pierwszeństwie odprawy. Na szczęście z przodu stały młode dziewczyny i nas wpuściły.
Śnieg wali na całego, ale wsiadamy do samolotu. O 10:30 dopiero nas odśnieżają (czyli już mamy 20min opóźnienia). Później problem z pasem startowym. Stoimy... do 11:10. W końcu jest pozwolenie na start.