TEMPERATURA: 23°C
POGODA: świeci słońce
Mała podczas lotu zachowywała się całkiem grzecznie, była wręcz zaspana. Po 2h 30min lotu podchodzimy do lądowania na Kos. Wieje i leje deszcz. Po chwili zniżania ciąg do góry, odchodzimy... pilot podaje komunikat że za mocno wiało. Będzie próbował jeszcze raz. Robimy koło i po 20min próba nr 2 – niestety nie udana. Pilot podaje komunikat po angielsku (ale tak że nawet stewardessy nie zrozumiały) że lecimy na zapasowe bo nie mamy paliwa. Po 20min lotu kolejny komunikat – przygotować samolot do podejścia na lotnisku X. Ładna pogoda. W końcu udaje się wylądować. Tylko gdzie jesteśmy? Okazało się że na Krecie. To co się działo po lądowaniu nie da rady opisać. Istny bunt na pokładzie, po tym jak pilot podał komunikat że nie da rady nas dostarczyć na Kos i musimy wracać po zatankowaniu do Krakowa. No co za pech...
Przepychanki z załogą przybrały tak ostry charakter że pilot musiał powiadomić centralę w Dublinie, że pasażerowie chcą wysiadać (a nie mogą). No i dalsze jaja, bo obsługa lotniska nie wie jak to zorganizować? Na szczęście mała jest grzeczna.
Po 2h w końcu podali komunikat że kto chce na własną odpowiedzialność może wysiąść na krecie i na własny rachunek dostać się na Kos, tylko że jedyny środek transportu – prom, nie pływa, bo strajkują J
Mimo to ok. 20 pasażerów wysiadło i udało się do podstawionego autobusu, rozładowali samolot i szukali ich bagaży, po czym nas z powrotem załadowali i przygotowali do odlotu do Krakowa. Pasażerowie dalej naciskali załogę aby spróbowali w drodze powrotnej podejść do Kos, bo to po drodze. Pilot po otrzymaniu informacji o pogodzie i pozwoleniu z Dublina informuje że robi 1 podejście bo na tyle ma paliwa. Startujemy z Krety o 18:00 (czasu miejscowego – u nas 17:00) . Kolejny komunikat po 10min lotu o sprzyjającej pogodzie na Kos... i w końcu ostatni że lądujemy.