TEMPERATURA: 16°C
POGODA: pochmurno
Dzień 4. Wczorajszego wieczora padało, i jakoś nie zanosi się żeby dziś miało przestać. Chmury wiszą nad nami. No może przejdą na chwilkę... może przejdą, więc jadę na wycieczkę rowerową.
Wczoraj wracając z Kos wziąłem ulotkę firmy która wynajmuje rowery za 5.00€ na cały dzień. Dzień planujemy na zmiany. Najpierw ja jadę za miasto do ruin Hipokratesa, a później Ewa gdzieś sobie pojedzie.
Biorę więc rower i jadę najpierw 2,5km do Kos, a później za miasto, blisko 4km pod górę. Z kondycją u mnie słabo, ale jakoś daje radę. Bilet wstępu płatny aż 4.00€, i sporo osób zwiedza ruiny w niedzielny poranek. Szkoda tylko że pobierają bilety wstępu i trawy nie skoszą żeby łatwiej można było chodzić... bo tak to wygląda jak sterta kamieni pośród buszu. Z samego szczytu jest ładny widok na większą część wyspy.
Po 20min jadę dalej, pod górę. Chcę dojechać do miasteczka Zia. Jednak co innego mapa, a co innego rzeczywistość. Na mapie nie ma zaznaczonej jednostki wojskowej, przez którą nie można przejechać. Więc z planów nici. Zjeżdżam pierwszą lepszą ulicą w dół, do głównej drogi łączącej Kos z lotniskiem. I dalej z powrotem do apartamentu bocznymi drogami. I tak oto przez przypadek natknąłem się na Carrefour'a. A podobno nie ma w stolicy żadnego marketu?! A jest. Coś ta pani Eleni mnie okłamała... nie pierwszy raz.