TEMPERATURA: 31°C
POGODA: pochmurno
Do centrum jadę autobusem numer 777. Bilet 24h kosztuje 10 QAR. W autobusie jedzie nas tylko 3 osoby.
Po 40min wysiadam na końcu promenady Corniche, pośród wieżowców. Doha (inaczej Ad-Dauha - oznaczająca Wielkie Drzewo) to jeden wielki plac budowy - przynajmniej tutaj. Jeden budynek ukończony, jeden w budowie.
Jest mega ukrop (31°C), a już jest ciemno. W słońcu pewnie jest nie do wytrzymania! Chciałem coś zjeść i się napić. Ceny w restauracjach zabójcze. Obiad 180 QAR czyli 180 PLN za osobę. Dlatego wylądowałem w McDonald's. Zestawy trochę droższe niż u nas. Cheesburger. frytki, sok mrożony - 19 QAR. No i jest klimatyzacja. Przyjemnie.
Po półgodziny wracam powoli promenadą w okolicę starego suku. Dużo spacerujących, pełno hindusów z rodzinami. Całą drogę (ok. 5km) nieśpiesznie pokonałem w 2h. Został mi już tylko spacer przez suk. Trochę inny niż ten w Dubaju, tętniący życiem, restauracje, bary. Nie tylko sklepy. Ceny europejskie. Fajny klimat. Za lody trzy smakowe płacę 14 QAR.
O 21:30 czasu miejscowego wracam na lotnisko. Trochę się nastałem zanim przyjechał autobus 777. Problem też w tym że nie ma oznaczonych przystanków, są to miejsca raczej umowne. Niedługo będzie metro z lotniska do centrum więc będzie prościej.
Na prawdę nie żałuję że zrobiłem sobie długiego stopa w stolicy Kataru, fajnie spędziłem tutaj te kilka godzin.