TEMPERATURA: 27°C
POGODA: świeci słońce
Dzięki tabletkom z melatoniną śpię jak niemowlak :) Ponownie wstajemy bez problemu o 9, tak by zejść na śniadanie o 9:30. Szwagrowie są już na dole jak schodzimy. Dziś każdy robi co chce. Dziewczyny najpierw idą na masaż. Więc szwagier też. Ja biorę Tuk-Tuka i jadę zrobić rundkę po okolicy. Pierwszy przystanek - pomnik Ramy V, potem pałac z salą tronową, niestety zamknięty. Wracam po pół godzinie w okolice Fortu Mahakan i świątyni Wat Ratchanatdaram. Wstęp bezpłatny. Można wejść na wieżę, skąd fajnie widać okolicę.
Ponieważ w oddali słyszę jakieś dźwięki orkiestry, idę w tamtym kierunku. Okazało się że dziś jest jakieś święto (nie wiem jakie) i jest parada wojskowa. O dziwo nie można robić zdjęć (zrobiłem kilka a potem stał koło mnie Policjant, więc pstrykać nie mogłem).
Po uroczystym przemarszu wchodzę do świątyni Wisznu oraz Wat Suthat, także za darmo. Obejście wszystkiego zajęło mi dobrą godzinę. Ulice znowu są tłoczne i gwarne. Spacerem dotarłem do Pałacu Królewskiego (który dziś zwiedzają Ewa z Jarkiem i Anetą). Ja idę dalej do knajpki w której stołowałem się rok temu, na obiad. Ceny bez zmian. Pattay Chicken plus sok za 78 THB. To połowę taniej niż samo danie w restauracji na Rambuttri koło hotelu. Do tego wg mnie lepszy smak.
Najedzony idę zwiedzić Muzeum Narodowe. Teren jest spory (przynajmniej na 2h). Koszt biletu to 200 THB. Moją uwagę przykuły szczególnie powozy i łodzie królewskie ociekające złotem. Do tej pory są używane przez monarchę na wyjątkowe okoliczności.
Z muzeum do hotelu jest blisko. O 15:40 jestem z powrotem. Pokoje mamy do 16 (dziś się przenosimy w inną część Bangkoku). Dlatego pakujemy się i zostawiamy walizki w przechowalni bagażu. Wszyscy idą na masaż. Potem darmowy drink w hotelowym pubie. Na koniec najlepsze...zachód słońca na Złotej Górze. W jedną stronę doszliśmy piechotą, w drugą wszyscy chcieli jechać Tuk-Tukiem. Koszt za 1,5km - 100 THB. Nikt nie chce jechać za mniej :)
Przed 20 idę łapać taxi. Myślałem że będzie to bardziej czasochłonne. Okazało się że już drugi zgodził się przejechać prawie pół miasta za 300 THB. To jedziemy do dzielnicy Sumkhavit, odnoga Soi 4.
Dziś śpimy w kolejnym Ibisie, który jest połączony z Novotelem. Hotel wybrałem dlatego ponieważ jest w imprezowej dzielnicy i ma basen na dachu. Po odświeżeniu idziemy na darmowego drinka, a potem na kolację i zobaczyć okolicę. Trochę nam zeszło zanim znaleźliśmy knajpę, która wszystkim pasowała. Wybór padł na kuchnię Indyjską. Zapłaciliśmy ok. 600 THB, więc jak na tajskie warunki sporo.