TEMPERATURA: 20°C
POGODA: świeci słońce
Po opuszczeniu lotniska, autobus skręcił w prawo i pomknął przez las. Podoba mi się w Skandynawii natura, pustkowia. Gdy dotarliśmy do Turku, wysiedliśmy przy dworcu autobusowym, by następnie przejść przez ulicę i przesiąść się w autobus nr 6 do Naantali. O 10:20 dojechaliśmy do centrum Naantali (które nie jest duże, ale ma bardzo ładną część miasta nad wodą). Stąd do Wioski Muminków położonej na wyspie na końcu miasteczka jest trochę ponad kilometr.
Eli już nie mogła się doczekać aż dojdziemy. Po pokonaniu mostu byliśmy już w Krainie Muminków. Bilety wcześniej kupiłem przez Internet. Przy wejściu jest bar, tu robimy przerwę na drugie śniadanie. Dostaliśmy mapę wyspy, tak by móc zobaczyć wszystkie atrakcje.
Zaraz przy wejściu jest teatr, gdzie postacie odgrywają scenki (w języku fińskim oraz angielskim). Trzeba trochę dziecku potłumaczyć.
Potem oczywiście lody, które tutaj są bardzo drogie (dwa lody - 9.00€). I zabawa...
Głód przyszedł szybciej, bo i czas w Finlandii jest o godzinę do przodu w stosunku do Polski. Ceny za obiad wysokie. Najbardziej opłacało się wybrać gotowy zestaw, a i tak to był wydatek rzędu 10-12 Euro za osobę (frytki, warzywa, ryba lub kurczak w panierce) za powiedzmy to średnie jedzenie fastfoodowe. Te lepsze za 25 Euro wzwyż.
Po obiedzie przeszliśmy ścieżkę z atrakcjami (wodospad, labirynty) i niestety zaczęło się chmurzyć. W prognozach był przewidziany lekki deszcz. Jednak to nie wyglądało jakby miało chwilę pomżyć - tylko ostro lunąć. Czarne chmury. Nie chciałem ryzykować przemoknięcia (nie mieliśmy ubrań na przebranie), więc zdecydowałem że jedziemy trochę wcześniej do hotelu.
Całe szczęście że udało nam się sucho dojść do przystanku, autobus nr 7 podjechał prawie od razu. Jak tylko wsiedliśmy zaczęło padać, a później to już była istna ulewa.