TEMPERATURA: 23°C
POGODA: świeci słońce
Prosto z lotniska jedziemy do Maspalomas. Dojazd dwupasmówką nie zajął nam więcej jak półgodziny. Zaparkowaliśmy tuż przy plaży anglików [Playa de Ingles] (ojciec ma specjalną kartę - więc za free). Mocno wieje wiatr - pokazuje na wyświetlaczu 55km/h. Najpierw kawa w jednaj z wielu restauracji, potem rodzice idą na spacer, my z Eli na wydmy. Do tego pierwsze moczenie nóg w wodach oceanu. O 13-tej idziemy na obiad. Siadamy w restauracji obok tej, gdzie wcześniej byliśmy na kawie. Jedzenie słabe.
Z właścicielem naszego domku (okazało się że pochodzi z Niemiec) umówiłem się na odbiór kluczy na 14-tą. Więc zbieramy się żeby być punktualnie. Niestety po przyjeździe na miejsce okazało się, że w niedzielę mają dużo zmian i musimy poczekać do 15-tej. Jedziemy więc do sąsiedniej dzielnicy Melonares zrobić zakupy i wracamy na 15-tą. Niestety musieliśmy czekać prawie kolejną godzinę bo mieli obsuwę :(
Nawiasem mówiąc, takie rzeczy u Niemca?! Gdyby coś takiego miało miejsce u mnie (a miałem przez 10 lat chyba raz taką sytuację), zakasałbym rękawy żeby pomóc personelowi szybciej ogarnąć sprzątanie. Ale Niemiec... w życiu. Dumnie stał za ladą.
Po rozlokowaniu chwilę odpoczywamy i wracamy do dzielnicy Playa de Ingles na kolację. Padamy o 20:30 (czyli u nas 21:30).