TEMPERATURA: 22°C
POGODA: świeci słońce
Po śniadaniu ruszamy autostradą GC-1 na zachód, na początek malowniczo położone miasteczko Puerto de Mogán. Parkujemy tuż przy plaży, znowu przydaje się karta ojca, bo inaczej trzeba było by płacić i szukać miejsca.
Na początek idziemy zobaczyć miasteczko portowe, prawie jak z bajki (mi nasunęła się myśl - no jak w Monako!), luksusowe jachty, klimatyczna niska zabudowa, w większości to apartamenty na wynajem. W oknie widziałem cenę 120.00€ doba (z dopiskiem last minute). Do tego przepięknie utrzymana zieleń. Sporo osób na spacerach mówi po szwedzku i chyba fińsku (domyśliłem się po ubiorze). Oczywiście norwegów też jest całkiem sporo.
Po obejściu portu rozdzielamy się, rodzice idą na kawę, my na plażę. Spotykamy się na obiedzie o 13-tej. Pierwszy raz chyba dobrowolnie zamawiam rybę, bo świeżo złowiona i Pani gwarantuje że jeżeli nie będzie smakować nie muszę płacić. Miała rację. Pycha. Nawet Eli zjadła. Do tego pierwszy raz mamy kontakt z kanaryjskimi krokietami - są różne wersje, my próbowaliśmy ziemniaczano-rybnych.
Po obiedzie idziemy na punkt widokowy ponad miasteczkiem.