TEMPERATURA: 31°C
POGODA: pochmurno
Po kąpieli w słonym morzu wróciliśmy na chwilkę do pensjonatu, żeby się odświeżyć. Zjedliśmy małe co nieco i pojechaliśmy do miasta poszukać miejsca na obiad. Mahébourg to nie jest turystyczne miejsce, mimo iż to jedno z większych miast na wyspie. Auto zostawiliśmy w cieniu przy dworcu autobusowym, i spacerkiem doszliśmy do końca deptaka, gdzie stoi okazały pomnik z okazji bitwy morskiej w pobliskiej zatoce, jaką stoczyły wojska francuskie i brytyjskie, które chciały podbić wyspę. A działo się to w 1809 roku, czyli czasach Napoleona Bonaparte. Zajrzeliśmy też na bazar, gdzie zrobiliśmy zakupy na kolacje (ceny ciut niższe jak u nas), głównie owoce i pomidory. O ile warzywa są lokalne, to śmialiśmy się że owoce i z Włoch (Jabłka), i z Nowej Zelandii (Kiwi). Lokalny był Arbuz... kawałek za 10 MUR (ok. 0,90 PLN).
Miasto niby duże ale ilość lokali gastronomicznych ograniczona a w porze obiadowej większość była pełna. Trochę pochodziliśmy zanim znaleźliśmy wolny stolik - w Salut les Copains. Proste jedzenie w niewygórowanych cenach. Danie z kurczakiem 325 MUR, Vege za 180 MUR. Zupa rybna 120 MUR.
Po obiedzie jeszcze pospacerowaliśmy po mieście, chcieliśmy wymienić Euro na Rupie, zaglądałem do banków ale odsyłano mnie do kantoru. Dopiero policjant powiedział mi, że jest tylko 1 kantor i to w oddalonym o 3km nowym centrum handlowym. Kurs 1 Euro = 46.61 Rupii. Trochę mniej niż przy wybraniu kartą Revolut z bankomatu MCB.
Pierwsze moje wrażenie po spacerze to jakbym znowu był w Indiach. Stare rozklekotane autobusy, kolorowe jak pisanki, gwarno na ulicy, sporo osób chodzących między straganami i sklepikami. Spora część mieszkańców to potomkowie hindusów którzy przypłynęli na wyspę po 1863r. do pracy na plantacjach.
Po obiedzie wróciliśmy na kawę do pensjonatu, a wieczorem znowu pojechaliśmy na plażę Blue Bay na zachód słońca i popatrzeć jak startują samoloty, a że to wschodnia część wyspy - zachodu nie widzieliśmy :)