TEMPERATURA: 27°C
POGODA: świeci słońce
Dziś od rana po śniadaniu odkrywam zakamarki Kapsztadu. Na zamek przeznaczyłem osobny wpis, bo raz że jest on całkiem spory, a dwa że zwiedza się z przewodnikiem i można się dowiedzieć całkiem ciekawych rzeczy (do tego gość który opowiada rapuje).
Ja do zamku dotarłem ok. 10:15, nie miałem daleko z hotelu, raptem 800m. Zwiedzanie z przewodnikiem zaczynało się o 11. Miałem 45min żeby po zaglądać w zakamarki fortecy, oraz wejść na mury. Wewnątrz wystaw jest kilka, wszystko w cenie biletu za 50 ZAR (ok. 11 PLN). W tym miejscu pierwsze fortyfikacje wznieśli Holendrzy z kampanii wschodnioindyjskiej. Najpotężniejszej firmy na świecie w ówczesnym czasie. Wynajmowali firmy do ochrony szlaku żeglugowego, a fort miał służyć za miejsce do odpoczynku dla marynarzy.
Jak to zwykle bywa Holendrom szło tak dobrze, że teren chcieli opanować i Francuzi i Anglicy. Jednym i drugim się nie udało, więc zawarli sojusz. Choć lepiej na tym wyszli Brytyjczycy. Suma sumarum fort kończyli ci drudzy dopiero po 200 latach od chwili rozpoczęcia budowy przez Holendrów. Podnieśli mury o ponad 2m. Przenieśli wejście żeby nie było od strony plaży, zbudowali fosy.
Nie oznacza to, że Holendrzy zrezygnowali z tych terenów. Nie. Musieli po prostu uznać protektorat Anglii i króla. Dalej robili tu interesy. Na dowód tego jest fakt, że językiem którym do dziś posługują się miejscowi oprócz Africans jest Niderlandzki. Ulice, nazwiska, wszystko jakby się było w Niderlandach (do niedawna Holandii).