TEMPERATURA: 27°C
POGODA: świeci słońce
Już od wczoraj wiedzieliśmy, że dziś miała spaść mocno temperatura oraz mogła przejść przez wyspę ulewa z burzami. Ranek w naszym Mont Choisy wcale tego nie zapowiadał, ale taki urok Mauritiusa. Z rana lampa, a i tak w środku dnia pada (czasem leje). Po wczorajszej wpadce wcale nie mieliśmy ochoty ruszać się gdzieś dalej, no ale nie po to tłukliśmy się pół świata żeby siedzieć nad basenem w apartamencie. Idąc wczoraj po bagietki do spożywczaka zrobiłem zdjęcie baneru firmy organizującej sporty wodne. Napisałem do nich na whatsapp, i odpowiedź była błyskawiczna. Mają dziś mało turystów, więc możemy przyjechać nawet teraz (my dopiero kończyliśmy śniadanie bo Eli jak zwykle spała do 9:30). Umówiliśmy się że damy im znać jak wyjedziemy w kierunku Belle Mare, to po drugiej stronie wyspy, jakieś 37km, plus minus 50min jazdy (nawigacja pokazywała 35min).
Zanim się zebraliśmy była 10:30. Zostawiliśmy info że jedziemy, znając tylko w przybliżeniu kwotę za underwalking route (2000 Rupii za osobę). Do celu dotarliśmy równo po godzinie. Jak zwykle trafił się jakiś autobus i wlekliśmy się za nim niemiłosiernie.
Na miejscu obsługiwała nas miła kreolka, która dobrze mówiła po angielsku. Za 2os spaceru pod wodą zapłaciliśmy 2800 Rupii plus 1200 Rupii za zdjęcia na USB. Czyli razem 4000 Rupii (na nasze 400 PLN). Jak na taką atrakcję drogo nie było. Z plaży zabrał nas pan łodzią na pobliską tratwę, skąd schodzi się do wody (nakładając bańki na głowę z tlenem). Firma dokarmia rybki więc w pobliżu tratwy jest ich pełno. Cała impreza trwała 45min od chwili startu z plaży i powrotu na nią. Dziewczyny były bardzo zadowolone.
Ponieważ jeszcze było słońce, zostaliśmy na plaży, snurkując w około pobliskiej rafy. Mimo fajnej atrakcji cały czas mieliśmy mały niedosyt wrażeń. W końcu dałem się namówić na paraselling. Pogoda lekko się psuła, ale poszedłem do pobliskiego biura zapytać czy możemy się dopisać do listy uczestników. Pani zadzwoniła do "pilota" (jak mówiła o kierowniku łódki) i mogliśmy polecieć o 14 (o ile pogoda się całkowicie nie załamie, a była 13:20). Stargowałem kwotę do 4000 Rupii za naszą trójkę. Pani prosiła żebyśmy byli punktualnie, a ponieważ już trochę głód doskwierał skoczyłem do pobliskiego snack baru po Samossa (200 Rupii za 10szt z sałatką).
Pilot był gotowy nawet ciut wcześniej niż o 14. Dopłynęliśmy do innej tratwy z lądowiskiem, Panowie nas ubrali w uprzęże i mogliśmy lecieć. Wszyscy razem na jednym latawcu. My już kiedyś tego próbowaliśmy będąc w Malezji, dla Eli był to pierwszy raz. Było trochę strachu, ale ogólnie bardzo się jej podobało. Lot trwał niecałe 10min. Zrobiliśmy 2 pętle w około zatoki. Mi przypadł zaszczyt lądowania na platformie, nie było to takie trudne, wystarczyło słuchać poleceń z dołu.
Po odwiezieniu nas na plażę, poszliśmy jeszcze kawałek w kierunku pobliskiego resortu, gdzie była fajna rafa (widzieliśmy ją z góry), posnurkowaliśmy i czas było wracać w kierunku Mont Choisy i na obiadokolację (tradycyjnie zjedliśmy ją w Food Court w centrum handlowym).