TEMPERATURA: 29°C
POGODA: świeci słońce
Na dziś mieliśmy inne plany, ale wczorajsze korki i dojazd w okolice Flic an Flack nas tak wymęczył, że dziś postanowiliśmy się nie ruszać z północnej części wyspy. Prawda o ruchu drogowym jest taka, że mimo iż wyspa nie jest gigantyczna, to ruch jest wzmożony, do tego na autostradach co chwile są ronda (drugim takim krajem w którym byłem to Albania) które spowalniają, a nie lepiej jest na pozostałych drogach niższej kategorii, do tego sporo jest wypadków (sam bym jeden spowodował wjeżdżając na rondo lewym pasem zza ciężarówki i akurat trafił mi się motorowerzysta - ostre hamowanie i cudem go nie strzeliłem).
W naszej okolicy nie byliśmy w ogrodzie botanicznym oraz pobliskiej fabryce rumu, więc to był plan na dziś. Dojazd szybki autostradą w niecałe 15min. Auto zostawiliśmy na dużym parkingu przed wejściem. Bilet wstępu kosztował 300 Rupii. Ogród nosi nazwę im. byłego premiera Sir Seewoosagur Ramgoolam. Teren jest fajnie utrzymany, wszyscy podążają od razu pod jeziorko z kwiatami białego lotosu oraz drugie z liliami wodnymi. A my spokojnie obeszliśmy wolnym tempem całość dookoła. Na samym końcu parku jest drzewo Baobab, którego we troje nie mogliśmy objąć. Sporo jest także endemicznych roślin i drzew z pobliskich wysp. Jest też zabytkowy dom kolonialny.
Wychodząc przeszliśmy aleją, gdzie sławni ludzie odwiedzający Mauritius na pamiątkę zasadzili drzewa. Było drzewo posadzone m.in. przez byłą premier Indii, Panią Indira Ghandi oraz innych premierów i prezydentów (m.in. Chin, Singapuru, Malediwów...).
Po zwiedzaniu obiad zjedliśmy po przeciwnej stronie ronda w nowoczesnym centrum handlowym, z fajnie zorganizowanym Food Court'em. Każdy znalazł coś dla siebie. Ceny jedzenia niższe niż w Grand Baie.